„Trudno nam uwierzyć w to, co zraniłoby nasze uczucia, gdybyśmy w to uwierzyli”
Patrząc na załączone zdjęcie możemy myśleć , że tylko głupiec skusi się na taką promocję. Jednak czasem potrafimy bardzo skutecznie zaprzeczać prawdzie, nie dlatego, że jesteśmy naiwni i oślepieni, ale ponieważ nie jesteśmy gotowi zmierzyć się z bólem przyjęcia tego co prawdziwe. Ta prawda zazwyczaj związana jest ze stratą bliskiej osoby. Zaprzeczenie działa tutaj jak amortyzator; wiem, że w końcu upadnę, ale potrzebuje czasu, aby przygotować się do tego upadku. Często osoby z boku postrzegają to jako słabość i naiwność, próbują w twarz wykrzykiwać prawdę, ale to daremne.
Jesteś gotowa, kiedy jesteś gotowa. Być może oznacza to, że kupisz 10 takich jogurtów na promocji. Jakaś cześć Ciebie wie doskonale, że nie ma tu specjalnej okazji, ale mimo tego decydujesz się na mechanizm obronny.
Całkiem niedawno pod postem o relacjach toksycznych wywiązała się dyskusja odnośnie mojego komentarza do jednej z czytelniczek, która przyznała się, że nie jest gotowa na wyjście z trudnej relacji. W mojej odpowiedzi zachęciłam jej do medytacji oraz modlitwy.
Jeśli czytasz mnie od jakiegoś czasu, to wiesz, że w modlitwie nie odnoszę się do aktu religijnego, ale do świadomego korzystania z kanału pozytywnej energii, którą kreujesz poprzez Twoje czyny, myśli i słowa. Moją odpowiedź uznano za lekceważenie potrzeb i brak chęci pomocy. Dlatego jeśli bliska Ci osoba jest w takiej relacji, to uwierz mi, że nie da się nikogo wyrwać z takiego układu, jeśli nie jest gotowy. Krytyka również nie pomaga, ponieważ poczucie winy i karanie siebie jest bardzo mocno aktywne. Stąd to co według Ciebie jest pomocą, jest tak skuteczne jak rzucenie kamieni tonącemu. Akceptacji i gotowość nie da się wymusić. Daj przestrzeń wsparcia bez ingerencji, bez krytyki.
Dlaczego wiec modlitwa i medytacja? Ponieważ to pomoże zbudować siłę wewnętrzną i poczucie bezpieczeństwa. Z tego poziomu możemy powoli spotkać się z rzeczywistością, po mimo lęku i poczucia winy. Choćby nie wiem, ile cierpienia było w relacji wychodząc z współuzależnienia zawsze czujemy się winni, bo mogliśmy byli pomóc partnerowi. Do tej całej mieszanki dochodzi lęk, że może tym razem byłoby inaczej, coś na zasadzie marchewki i kija, gdzie szczęśliwe zakończenie jest tuż za rogiem. W to dużo łatwiej jest uwierzyć niż rozpoznać, że tu nigdy nie było szczęścia.
Napełniając powoli Twój wewnętrzny kielich zaczynasz kochać siebie samą na tyle, by w poczuciu bezpieczeństwa i siły skonfrontować się z rzeczywistością. Wszystko to następuje we właściwym czasie. Nie przejmuj się reprymendą i kazaniem o zmarnowanym czasie za słabe tempo Twoich starań. Będziesz wiedzieć co musisz wiedzieć, kiedy przyjdzie na to pora.
0 komentarzy