Usłyszałam ostatnio historię kobiety, która urodziła syna w 28 tygodniu ciąży. Spędziła miesiące w szpitalu. Kiedy zasypiała wyczerpana na kilka minut budziła się z obawą, że być może przespała ważny moment w życiu jej syna. Był to bardzo trudny, bolesny czas w jej życiu, ale pomimo niepewności jakaś część jej zdecydowała wykorzystać tą sytuację i ćwiczyć zaufanie. Postanowiła walczyć o życie syna i jednocześnie poddać się wszystkiemu co się wydarza. Od tego momentu minęły 3 lata. Jej syn przeżył, ale nadal zmaga się z wieloma chorobami, Susanne (tak ma na imię bohaterka tej historii) jest szczęśliwa i pełna wdzięczności. Przyznała się, że zanim zaszła w ciążę, mimo iż nie miała szczególnych problemów, nie czuła się dobrze, często wypełniając pustkę alkoholem lub nic nieznaczącymi relacjami. Doświadczenie porodu oraz czasu spędzonego z synem, budowanie mięśnia zaufania i ciągłego wysiłku (to jest ogromny wysiłek) przekierowywania uwagi na akceptację zaistniałej sytuacji sprawiło, że wyszła z roli ofiary i stała się bohaterem. Obecnie w oparciu o własną historię odnalazła swoje powołanie, założyła fundacje wspierającą matki wcześniaków, dzieli się swoją wiedzą i sercem.
Jestem pełna podziwu oraz zainspirowana znaczeniem tej historii. Tak często twierdzimy, że nie mamy szczęścia lub błogosławieństw w naszym życiu. Tyle, że to nasza perspektywa i nasz sposób patrzenia na życie decyduje o liczbie cudów jakich doświadczamy lub które odpychamy. Ile razy , gdy życie nie odpowiada naszym wyobrażeniom zamykamy się na szansę odkrycia nowego? Twoja wolna wola decyduje. Możesz pomimo lęku, bólu i trudności ćwiczyć zaufanie i budować mięśnie, które udźwigną kosze pełne cudów, lub założyć ręce na brzuch i z obrazą iść przez życie. Nie masz może wyboru tego co przychodzi, ale zawsze decydujesz jak i czy to przyjmujesz.
Od kiedy bezgranicznie ufam życiu nie mogę nadziwić się, ile w tym cudu.
0 komentarzy